Zaczęło się w czwartek 14 sierpnia 1980 roku. Ogłoszeniem strajku w Stoczni Gdańskiej, zorganizowanym przede wszystkim w obronie zwolnionej z pracy Anny Walentynowicz. Oprócz żądania ponownego jej zatrudnienia, pojawiły się między innymi postulaty podwyżki płac o 2 tysiące złotych, wybudowania pomnika poległych stoczniowców w grudniu 1970 roku, zagwarantowania bezpieczeństwa strajkującym. Stocznia Gdańska co prawda odcisnęła już piętno na historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej równe 10 lat wcześniej, w grudniu 1970 roku, kiedy to władza krwawo stłumiła robotnicze protesty, nie wahając się wyprowadzić wojska na ulice i strzelać do ludzi, ale tym razem rewolucji raczej się nie spodziewano.

Widok z góoy na Brame nr 2 Stoczni Gdanskiej im. Lenina i tlumy solidaryzujacych sie ze strajkujacymi mieszkancow Gdanska - Fot. Zenon Mirota

 

Nastawiano się na szybkie załatwienie podnoszonych tematów i zakończenie strajku, odnotowanego jako kolejny, wewnętrzny protest, tyczący pracowników gdańskiego przedsiębiorstwa. Ewentualnie zatrudnionych w innych zakładach z branży, czyli Stoczni imienia Komuny Paryskiej w Gdyni, Gdańskiej Stoczni Remontowej i Północnej, czy zakładach kooperujących ze stoczniami oraz gdańskiej komunikacji miejskiej, przyłączających się do protestu 15 sierpnia 1980 roku. Zresztą przebieg wydarzeń zdawał się potwierdzać te przypuszczenia. W sobotę 16 sierpnia negocjacje między strajkującymi pod przewodnictwem Lecha Wałęsy, a dyrekcją Stoczni Gdańskiej na czele z dyrektorem naczelnym Klemensem Gniechem trwały od wczesnych godzin rannych i przebiegały w dużym stopniu po myśli strajkującej załogi. Pracownicy przysłuchiwali się pertraktacjom na żywo relacjonowanym przez firmowy radiowęzeł. Sobotnie przedpołudnie przyniosło porozumienie co do budowy pomnika ofiar Grudnia 70, przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz (zwolnionej w sierpniu 1980) oraz Lecha Wałęsy (relegowanego ze stoczni w 1976 roku), wolnych wyborów do związków zawodowych pracowników stoczni, gwarancji nietykalności za działalność strajkową w dniach 14 - 16 sierpnia. W samo południe natomiast strony przeszły do szczegółowego omówienia postulatów płacowych. Przypomnijmy, że wysokość podwyżki pierwotnie określono na 2 tysiące złotych, lecz ostatecznie żądania zredukowano do półtora tysiąca. - Przedstawiam to, co mogę załatwić. Gwarantuję stawki według piątej tabeli - zaproponował dyrektor Klemens Gniech. - Chcemy po półtora tysiąca dla każdego, a nie jakiejś tabeli - odparli strajkujący. - Ja mogę dać słowo honoru, że przy piątej tabeli dla każdego wyjdzie po półtora tysiąca złotych - zapewniał dyrektor Gniech, co opublikowano w książce „Gdańsk, Sierpień 80 autorstwa Wojciecha Giełżyńskiego i Lecha Stefańskiego.

Wczesnym popołudniem Lech Wałęsa pyta załogę: - Czy jesteście zadowoleni i nie będziecie mieli do mnie żalu, jeśli teraz zakończymy strajk? Odpowiedziały mu oklaski, co uznał za aprobatę pomysłu i podsumował: - Stoczniowcy, delegacje i komitet strajkowy uważają, że mamy, co chcieliśmy. Dziękuję wam za wytrwanie. Ze stoczni, jak obiecałem, wyjdę ostatni. Ja ogłaszam, że podstawowe sprawy zostały rozwiązane. Nadszedł moment zakończenia naszych zmagań. Pozwalam do osiemnastej wszystkim opuścić stocznię. Na zapewnienie Wałęsy dyrektor stoczni, Klemens Gniech odparł: - Dziękuję za spokój, za dbanie o majątek stoczni i porządek. Spotkamy się w poniedziałek wypoczęci i spróbujemy odrobić zaległości. Zrobię wszystko, żeby było zaopatrzenie, żeby była dobra praca. Wydawało się, że nastąpił definitywny koniec strajku. Wtem odezwali się reprezentanci innych, mniejszych zakładów uczestniczących w proteście: - Zgniotą nas, jak nas zostawicie! - cytowali wypowiedzi i apele autorzy książki „Gdańsk, Sierpień 80”. Część strajkujących, która słyszała dyspozycję o końcu protestu zaczęła kierować się do bram, opuszczając teren Stoczni Gdańskiej. I tutaj nastąpił zwrot akcji. Anna Walentynowicz, Maryla Płońska, Henryka Krzywonos, Ewa Ossowska i Alina Pienkowska zatrzymywały wychodzących stoczniowców, chcąc koniecznie kontynuować strajk. Większą część robotników udało się powstrzymać i zawrócić.

W związku z tym, że radiowęzeł już wyłączono, Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Bogdan Lis oraz Maryla Płońska „Żukiem” Elmoru objechali kilka najważniejszych zakładów, wzywając do kontynuowania walki i zjednoczenia wszystkich strajkujących załóg. Przyłączył się do nich Wałęsa, ogłaszając strajk solidarnościowy. Wieczorem, 16 czerwca powołano Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, rozpoczynając nowy etap strajku, przechodzącego z czasem w ogólnopolski, zmieniającego w konsekwencji dotychczasowy porządek komunistycznej Polski i otwierającego drogę do ustrojowych przemian. Stanowiącego pierwszy krok do upadku komunizmu nie tylko w Polsce, ale w całej Europie środkowo-wschodniej. Rozpoczął się strajk, który w sierpniu 1980 roku odmienił losy świata.

fot. Mirek Stępniak

Międzyzakładowy Komitet Strajkowy rozpoczął intensywną pracę, dzięki której w niedzielę 17 sierpnia zredagowano listę słynnych 21 postulatów oraz wydano oświadczenie o kontynuowaniu strajku aż do spełnienia żądań załóg. Stało się zatem jasne, że walka nie toczy się już tylko o pieniądze, ale o racje robotnicze. A jeśli zacytujemy choćby pierwsze 3 z 21 postulatów zauważymy, że protest z sierpnia 1980 roku wykraczał znacznie poza ekonomiczno-społeczne ramy. Stawał się bowiem próbą wyegzekwowania od władz poszanowania praw politycznych. Oto w oryginale przytoczone, wspomniane 3 punkty: 1. akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych, 2. zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym, 3. przestrzegać zagwarantowaną w konstytucji PRL wolność słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań. - Rozumiemy zmęczenie i zniecierpliwienie ludzi pracy kłopotami dnia codziennego, niedostatkami w zaopatrzeniu, kolejkami przed sklepami, wzrostem kosztów utrzymania, nierytmicznością dostaw surowców i materiałów, brakiem postępów w organizacji produkcji i życia zbiorowego. Ale strajki nic tu nie zmieniają na lepsze, odwrotnie, pogłębiają problemy - powiedział o strajkach Edward Gierek, ówczesny I sekretarz KC PZPR. - Odnotowaliśmy dosyć interesujące zachowanie Gierka w sierpniu 1980 roku. Najważniejszy wówczas człowiek partii w pewien sposób przewidywał, że naprawdę zaczęły się schody, i że sprawa jest poważna. Nie wiedział do końca, jakie jest stanowisko Moskwy, z którym oczywiście musiał się liczyć. Zaznaczmy bezspornie, że to właśnie Gierek jako pierwszy użył sformułowania „mniejsze zło”, co dla ówczesnego I sekretarza oznaczała zgoda na powstanie „Solidarności” - dodał prof. Andrzej Paczkowski, historyk, znawca dziejów najnowszych Polski. Jak się okazało sierpień 1980 roku oznaczał końcówkę rządów Gierka. Kila dni po podpisaniu porozumień sierpniowych, co nastąpiło 31 sierpnia, Edwarda Gierka odwołano ze stanowiska przywódcy partii i państwa, a zastąpił go Stanisław Kania. Zakończyła się zatem dekada rządów człowieka, który władzę przejął również po wydarzeniach na Wybrzeżu, tyle, że w grudniu 1970 roku. Wówczas Gierek wszedł na miejsce Władysława Gomułki, zaś 10 lat później, tym razem po gdańskim sierpniu 1980, władzę stracił. Historia zatoczyła koło. Najpierw tragiczne w skutkach protesty w Gdańsku wyniosły Gierka na szczyt, zaś po latach strajki w stoczni odebrały mu najwyższe stanowisko w państwie.

Wracając do przebiegu sierpniowego strajku zaznaczyć należy, iż przewodniczącym komisji rządowej pertraktującej ze strajkującymi w Gdańsku powołano wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. Poparcia strajkującym udzieliło 55 intelektualistów z Poznania, konserwatorium „Doświadczenie i Przyszłość” oraz Polskie Towarzystwo Socjologiczne. W nocy z 22 na 23 sierpnia 1980 roku do Stoczni Gdańskiej przybyli Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Międzyzakładowy Komitet Strajkowy zrzeszał około 400 zakładów pracy z całej Polski. Rozmowy, negocjacje między strajkującymi, a rządem trwały do niedzieli 31 sierpnia. W tym dniu napisano kolejny, niezwykle istotny rozdział w najnowszej historii Polski. Od rana parafowano kolejne punkty porozumienia. Po południu wicepremier Mieczysław Jagielski oraz Lech Wałęsa podpisują dokumenty, na mocy których strajk zostaje zakończony, a rozpoczyna się pierwsze posiedzenie Komitetu Założycielskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Dziewięć lat później, latem 1989 roku Solidarność wygra częściowo wolne wybory i przejmie władzę w kraju, obalając socjalistyczny ustrój w Polsce. W ciągu paru następnych miesięcy komunizm upadnie w całej Europie środkowo-wschodniej. Takie będą konsekwencje strajków z sierpnia 1980 roku.

Zanim to jednak nastąpiło próbowano za wszelką cenę ratować komunistyczną rzeczywistość. Czyniły to zarówno władze w Polsce, co znalazło odzwierciedlenie w stanie wojennym, wprowadzonym 13 grudnia 1981 roku, jak i „bratnie”, socjalistyczne państwa, naciskające na ekipę Stanisława Kani, a następnie generała Wojciecha Jaruzelskiego do, jak to nazywano, zaprowadzenia porządku w Polsce. Kraje Układu Warszawskiego mobilizowały się również wewnątrz wojskowego sojuszu, sugerując zewnętrzną interwencję w Polsce z powodu istnienia Solidarności. Wyjątkowo intensywnie o wejście socjalistycznych bratnich wojsk do Polski zabiegał Erich Honecker, przywódca Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Już 26 listopada 1980 roku zwrócił się z pismem do Leonida Breżniewa, najważniejszej osoby w ZSRR, prosząc o spotkanie wszystkich przywódców krajów Układu Warszawskiego, aby naradzić się nad „kolektywnymi działaniami pomocowymi dla polskich przyjaciół podczas pokonywania kryzysu”. - Według danych, jakie otrzymaliśmy różnymi kanałami, siły kontrrewolucyjne w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nieustannie atakują i każda chwila zwłoki jest równa śmierci, śmierci socjalistycznej Polski. Nie jesteśmy za rozlewem krwi. To jest ostatni środek. Ale i ten środek należy zastosować, jeżeli trzeba stanąć w obronie władzy robotniczo-chłopskiej - takie przekonania miał Erich Honecker, głowa nieistniejącego już państwa NRD, ujawnione w jego biografii autorstwa Jana N. Lorenzena.

fot.PAP P.Gianert

Strajki w sierpniu 1980 roku odbiły się również szerokim echem po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Już 24 sierpnia o sytuacji w Polsce informował prezydenta USA, Jimmy Cartera profesor Zbigniew Brzeziński, doradca amerykańskiego przywódcy do spraw bezpieczeństwa narodowego. - Wydarzenia w Polsce można zrozumieć lepiej, jeśli się je ujmie w trzy fazy: pierwsza to ekonomiczna, znajdująca w haśle „chleb”, następnie polityczna, wyrażająca się hasłem „wolność”, i wreszcie narodowa, ujęta w haśle „niepodległość”, a czasem nawet „Katyń”, gdyż oba te hasła wskazują na antyrosyjskość. Obecnie (na 24 sierpnia 1980 roku - przyp. red.) sytuacja w Polsce znajduje się w drugiej fazie i jeśli reżim nie ustąpi, znaleźć się może w fazie trzeciej - relacjonował prof. Zbigniew Brzeziński treść przekazu dla prezydenta Cartera w swojej autobiografii „Cztery lata w Białym Domu”. 3 września 1980 roku Brzeziński wyraził obawy o wydarzenia w Polsce. Niepokoił się, że to początek długiego kryzysu, podczas którego nie można wykluczyć interwencji radzieckiej. Martwił się, że stanie się bardziej prawdopodobna, gdy Polacy nie będą sobie mogli poradzić z polityczno-ustrojowymi konsekwencjami sierpniowych zmian.

Dzisiaj już wiemy jak potoczyły się losy Polski i innych państw bloku wschodniego, na czele z ZSRR. Radzieckiej interwencji w Polsce nie było, nasze władze na swój sposób rozumiały radzenie sobie z następstwami Sierpnia 80, wprowadzając w końcu stan wojenny. Represje polskich przywódców komunistycznych nie uratowały wszakże socjalizmu. Co prawda odroczyły jego upadek o 9 lat, ale żadne zabiegi, ani bardziej, ani mniej restrykcyjne nie były w stanie zmienić biegu historii. Historii spychającej komunizm na boczne tory, aż w końcu wykolejającej system, wykolejony zresztą w jego samej ideowej istocie. Czemu wydatnie pomógł Polski Sierpień 1980 roku, którego 40 rocznicę w tym roku obchodzimy.

Sebastian Czech