powstanie warszawskie

Militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Rosjanom. Z nadzieją, że któryś cel zostanie osiągnięty. Wiara w lepszy los nie opuszczała warszawiaków mimo pięcioletniej już okupacji. I związanych z tym łapanek, wywózek do obozów, rozstrzeliwań i innych restrykcji, zazwyczaj bezwzględnych. Mimo tragicznych, wojennych doświadczeń, tlił się optymizm. Że można wyrwać się z beznadziei, uciśnienia i nieustannego strachu przed śmiercią. Wykrzyczeć swój sprzeciw, pokazać odwagę. Ukrócić bezkarność okupanta, odgryźć się przynajmniej częściowo za dotychczasowe okrucieństwo. Jednocześnie spróbować wpłynąć na polityczną rzeczywistość. Równie trudną i skomplikowaną. Po raz kolejny w naszej historii zmuszającą do godzenia się z decyzjami mocarstw w sprawie naszej przyszłości. Znowu ktoś zadecydował o nas bez nas. Skierował do sowieckiej strefy wpływów, wbrew oczekiwaniom, wbrew angażowaniu się polskich żołnierzy w walkach o Polskość, ale też wolność innych europejskich państw. O wolność naszą i waszą.

Jak wiadomo z historii na niewiele się to zdało. Po wielu historycznych doświadczeniach, ponownie musieliśmy liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Właśnie z tego założenia wychodząc do walki ruszyli Powstańcy Warszawscy. Mając naprzeciw siebie niemieckiego wroga, zaś z boku rosyjskiego wyzwoliciela w przekazie oficjalnym, zaś realnie przyjmowanego jako drugiego ciemiężyciela. A z tyłu głowy dręczył fakt utworzenia Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z uprawnieniami rządu tymczasowego, podporządkowanego Moskwie. Powołanego dosłownie kilka dni przed wybuchem powstania. W tak skrajnie niesprzyjającej sytuacji przywódcy Armii Krajowej, przedstawiciele legalnie ukonstytuowanego rządu na uchodźstwie, spychanego na margines przez aliantów, decydowali się na zbrojne wystąpienie. I zaznaczenie swojej roli w formowaniu ruchu oporu i dążeniu do wyzwolenia kraju. - Ani na chwilę nie przerywać walki z Niemcami, zmobilizować duchowo do walki z Rosją całe społeczeństwo w kraju, odebrać Sowietom jak najwięcej tych czynników polskich, które już są w ich dyspozycji jako polska karta w grze międzynarodowej, w razie zgwałcenia Polski podjąć otwartą walkę z Sowietami - pisał w depeszy przekazanej do Londynu generał Tadeusz Bór-Komorowski, dowódca Armii Krajowej, a cytowany w książce „Boże Igrzysko” Normana Daviesa.

zdjęcie ze strony dzieje.pl

Przywódca AK należał do osób przekonanych o konieczności wybuchu powstania w Warszawie i to w najbliższym czasie. Konkretnie pod koniec lipca 1944 roku. 31 lipca 1944 roku generał Bór-Komorowski otrzymał od pułkownika Antoniego Chruściela-Montera informację, że wojska radzieckie wkraczają na warszawską Pragę. Oświadczył wówczas: - Jutro o godzinie 17.00 rozpocznie się w Warszawie operacja „Burza”. Tak oto podjęto decyzję ostateczną o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, uznanego przez historię jako największy zryw wolnościowy podczas II wojny światowej. Pierwsze dni walk nie przyniosły powstańcom spodziewanych rezultatów. Nie zdołano bowiem opanować mostów na Wiśle, dworców, ani lotnisk. Zdecydowana przewaga Niemców, zarówno pod względem liczebności, uzbrojenia, jak i wyszkolenia uniemożliwiała realizację celów, jednocześnie spychając powstańców do defensywy. Szanse na powodzenie misji malały z dnia na dzień, ale nie Polacy trwali w walce.

Oto fragment audycji Polskiego Radia w Warszawie, nadanej 8 września 1944 roku. - 39 dzień walki. Determinacja jest w nas. Niebo nad nami jest ciągle puste. Wypełnia je jedynie ponury, skłębiony blask palonych dzielnic, huk zawalanych domów. Żal, bezsilność i wściekłość. Od kilku dni nie ma prądu w Warszawie, gdyż nieprzyjaciel uszkodził, a następnie zdobył elektrownię. Ilość zabitych w ruinach domów powiększa się. Ilość rannych, wyniesionych z barykad i płonących domów powiększa się. Nie ma wody, brak jedzenia. Nieprzyjaciel wezwał nas do kapitulacji, ale Warszawa walczy, tak jak zapowiedziała. Warszawa walczy na ruinach, Warszawa przestała już oczekiwać. Przez kilka dni nieprzyjaciel atakował Śródmieście. Ciężka artyleria, czołgi, po kilkanaście nalotów na dzień, miny zapalające, granatniki, serie strzałów z ciężkich karabinów maszynowych oddawanych do grup ludzi broniących domów zamieniły część Śródmieścia w kompletną ruinę - relacjonowało przebieg powstania Polskie Radio, przedstawiając tragiczne położenie walczących i mieszkańców.

Brak wody, jedzenia, ciągłe ataki niemieckie pociskami artyleryjskimi, pożary, niegaszone już przez nikogo, naloty rozpruwające kolejne kamienice, powodowały skrajne wyczerpanie powstańców. Ludność cywilna przemieszczała się do mniej zniszczonych dzielnic, lecz z czasem w zasadzie nie miała gdzie się podziać. Nieludzkie warunki bytowe sprawiały, że sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. Kapitulowały kolejne dzielnice, a końcem września 1944 roku stało się jasne, że powstanie dogorywa. Decyzję o ostatecznej kapitulacji podjęto 3 października 1944 roku. W dwumiesięcznych walkach wojska polskie poniosły straty w liczbie około 16 tysięcy zabitych i zaginionych. 20 tysięcy uczestników walk zostało rannych, a 15 tysięcy trafiło do niewoli. Cywilnych mieszkańców stolicy zginęło około 200 tysięcy. Cena Powstania Warszawskiego była zatem straszliwa. Wolnościowy zryw w Warszawie utwierdził w przekonaniu Adolfa Hitlera, że polską stolicę należy zrównać z ziemią. I tej decyzji trzymał się konsekwentnie. Ocalałe budynki Niemcy systematycznie podpalali lub wysadzali w powietrze, zostawiając po sobie zgliszcza. Ludzi wyganiano z domów, wywożono do obozów koncentracyjnych, rozstrzeliwano. Warszawa w dużej części pozostała wymarłym miastem.

Powstanie nie przyniosło też korzyści politycznych. Stalin realizował swój plan przejmowania państw Europy środkowo-wschodniej bez większych przeszkód, obstawiając również w Polsce najwyższe urzędy swoimi dygnitarzami. Sowieci poradzili sobie też z antykomunistycznym ruchem oporu w naszym kraju, wprowadzając, czy narzucając swój system polityczny na następnych kilka dekad. Powstańcy dowiedli swojego heroicznego wręcz patriotyzmu, ale konkretnych zamierzeń nie osiągnęli. Zaryzykowali dużo, jednak militarnie wszystko przegrali. Chcieli przynajmniej odzyskać nadzieję na lepsze jutro Polski, w myśl zasady, że nadzieja umiera ostatnia. Ale i nadzieja umarła. I to faktycznie jako ostatnia. Po Powstaniu Warszawskim bowiem nie pozostało już nic innego, jak tylko pogodzić się z rzeczywistością. Dla Polski niestety brutalną. Przynajmniej na jakiś czas.

Sebastian Czech