Rozmowa z księdzem Józefem Kasperkiewiczem, Proboszczem Parafii w Izdebkach, uhonorowanym tytułem „Zasłużony dla Powiatu Brzozowskiego”
Sebastian Czech: Przystępując do prac remontowo-konserwatorskich przy kościele w Izdebkach od razu miał ksiądz konkretny plan działania, czy zastanawiał się od czego zacząć, a co zostawić na koniec?
Ks. Józef Kasperkiewicz: Kolejność prac wymuszał stan techniczny całej świątyni. Jak najszybciej należało zająć się dachem, ponieważ przez zniszczoną dachówkę oraz spróchniałą konstrukcję drewnianą przelewał się deszcz i dewastował wnętrze kościoła. Sytuacja była naprawdę poważna, wymagająca praktycznie natychmiastowych decyzji. Nie mogliśmy sobie pozwolić na czekanie, odwlekanie planów remontowych, ponieważ groziły nam nieodwracalne konsekwencje.
S. Cz.: Bardzo ucierpiało wnętrze kościoła?
Ks. J. K.: W niektórych miejscach zaczęły odpadać tynki, ale to i tak nie był największy problem. Zagrożone zostały malowidła, polichromia, elementy zabytkowe kościoła. Z coraz większą troską i zaniepokojeniem patrzyłem na to wszystko i całą energię, wraz z mieszkańcami, parafianami, postanowiliśmy skierować na ratowanie naszej świątyni. Za wszelką cenę przywrócić jej blask, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Realizacja tego celu stanowiła swoistą misję, z którą na szczęście sobie poradziliśmy.
S. Cz.: Czyli zaczęliście od dachu.
Ks. J. K.: Dokładnie. W roku 1991 wszystko ruszyło. Rozpoczęliśmy gromadzić materiały, głównie drewno, następnie zastanawialiśmy się czym pokryć dach. Stwierdziliśmy, że najlepiej byłoby miedzianą blachą, ale blokowały nas koszty przedsięwzięcia. Z pomocą przyszedł Urząd Gminy w Nozdrzcu, za co zarówno ja osobiście, jak i mieszkańcy jesteśmy bardzo wdzięczni, bo sami nie sprostalibyśmy rachunkom na tak wysokie sumy.
S. Cz.: Po jakim czasie nowych dach pojawił się na kościele?
Ks. J. K.: Stosunkowo krótkim, bo w ciągu dwóch lat. W roku 1992 świątynia została zabezpieczona i mogliśmy odetchnąć z ulgą. Szybkie tempo prac możliwe było dzięki olbrzymiemu wsparciu mieszkańców, ich zrozumieniu, dzięki czemu nasza wspólna troska o kościół przyniosła konkretne efekty. Nie brakowało wyrzeczeń, ale i radości z finalizacji zamierzenia. Zawsze jest tak, że jeśli człowiek poświęci się jakiejś idei, zaangażuje w prace i dąży konsekwentnie do ich realizacji, to później czerpie z tego wiele satysfakcji. Takie odczucia nam wówczas towarzyszyły. Rezultat prac rekompensował wcześniejszy trud.
S. Cz.: I determinował kolejne etapy remontowo-konserwatorskie? Stwierdził ksiądz wraz z parafianami, że zakres prac należy poszerzyć?
Ks. J. K.: Faktycznie rysowała się pewna wizja kolejnych remontów. Jako się rzekło, kościół został zabezpieczony solidnym dachem, więc spokojnie można się było skupić na konserwacji jego wnętrza. Zainstalowaliśmy zatem nowe ogrzewanie kościoła, funkcjonujące zresztą do dzisiaj, uzupełniliśmy ubytki w ścianach, odnowiliśmy całą polichromię.
S. Cz.: Prace wewnątrz kościoła były o tyle skomplikowane, że znajdujące się w nim elementy zabytkowe wymagały prac konserwatorskich.
Ks. J. K.: Wszystkie wykonywane prace, począwszy od dachu, konsultowaliśmy z konserwatorem zabytków. Korzystaliśmy z wielkiej pomocy fachowców, zarówno jeśli chodzi o sprawy konserwatorskie, jak i budowlane, ale naprawdę kluczem do sukcesu była ofiarność mieszkańców, wspierających wszystkie inicjatywy zarówno finansowo, jak i uczestnicząc w pracach, które sami mogli wykonać. Po polichromii przyszła kolej na konserwację ołtarza głównego, dwóch bocznych ołtarzy, zabytkowej chrzcielnicy, organów. Nasze plany urzeczywistnialiśmy po kolei, zadania wynikały jedne z drugich, nastawialiśmy się na wieloletnie inwestycje i cierpliwość się opłaciła.
S. Cz.: Bardzo się opłaciła, bo dzisiaj kościół w Izdebkach, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz oraz zagospodarowanie terenu wokół robią naprawdę duże wrażenie. Tak sobie ksiądz wyobrażał efekty tych prac, czy finał przerósł wstępne oczekiwania?
Ks. J. K.: Chyba przerósł, bo kiedy w 1990 roku obejmowałem proboszczowanie stan techniczny kościoła wywoływał wiele trosk, martwiłem się po prostu, jak to będzie dalej, czy uda się w skuteczny sposób przeprowadzić remonty na szeroką skalę. Dzisiaj możemy wszyscy odetchnąć z ulgą. Świątynię nie tylko uratowaliśmy, ale uczyniliśmy z niej jeden z najbardziej okazałych obiektów sakralnych w powiecie brzozowskim. Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale myślę, że wykonaliśmy naprawdę ciężką i dobrą robotę.
S. Cz.: Czasy współczesne sprzyjają remontom świątyń. Poza ofiarnością parafian proboszczowie mogą liczyć na środki zewnętrzne, wspierające i ułatwiające niektóre z inwestycji?
Ks. J. K.: Oczywiście. Po zakończeniu prac wewnątrz kościoła, przez dwa następne lata prowadziliśmy remont części zewnętrznej świątyni o bardzo poważnym zakresie. Między innymi czyściliśmy całą elewację z cegły oraz wymienialiśmy spoiny. Bez pieniędzy unijnych nie dalibyśmy rady tego zrobić, bo koszty były ogromne, wynosiły kilkaset tysięcy złotych.
S. Cz.: Angażuje się ksiądz w jakieś inicjatywy społeczne parafian?
Ks. J. K.: Siłą rzeczy, ujmując rzecz żartobliwie, po trzydziestu latach posługiwania w jednej parafii znam wszystkich mieszkańców od podszewki. Ludzie zapraszają mnie na różne zebrania, przychodzą po porady w różnych sprawach, problemach, także uczestniczę w życiu miejscowości. Jeśli mogę pomóc, to po prostu to robię, natomiast staram się angażować z wyczuciem. W tematach, w których nie jestem potrzebny nie wpycham się na siłę. Taką mam dewizę.
S. Cz.: Wieloletność na jednej parafii księdza zdaniem korzystnie wpływa na relacje duszpasterza z parafianami?
Ks. J. K.: W pewnym sensie tak, ale pod warunkiem, że współpraca układa się pomyślnie, jeśli występuje wzajemne zrozumienie. Uważam, iż w moim przypadku tak długa posługa się sprawdziła, zawsze dziękuję swoim parafianom, że tyle ze mną wytrzymują, i że tyle razem zrobiliśmy. Gdyby nie akceptowano mojej osoby, nie wykonalibyśmy tylu prac na rzecz kościoła.
S. Cz.: Pojawiają się przed wami nowe, kolejne wyzwania?
Ks. J. K.: Trzy lata temu wybudowaliśmy przy kościele duży i piękny Dom Pogrzebowy na sto dziesięć miejsc siedzących i kiedy ksiądz arcybiskup poświęcał obiekt zażartował, że tutaj wszystko jest porobione, czym ten ksiądz będzie się zajmował (śmiech).
A dodać muszę, że według prawa kościelnego do emerytury zostało mi siedem i pół roku. Odczytuję słowa arcybiskupa jako uznanie dla mnie i parafian, ale jak to mówią, pracy nigdy nie brakuje. Wystarczy jakaś usterka i już jest zajęcie. Myślę zatem, że jeszcze wraz parafianami sprostamy niejednemu zadaniu.
Rozmawiał Sebastian Czech